Warszawiak wybrał się na wakacje do Zakopanego:
– Oj nie dobrze, nie dobrze… Widzę, że warunki gorsze, niż było obiecane przez telefon… Łazienka brudna, widok na las, a nie na góry… Ale trudno, dla nas najważniejsze, żeby była cisza, spokój i nie było dzieci!
– O, tak, tak…
Skoro świt gości budzą dzikie ryki i tupot małych górali.
– Ej, co to ma być!? Przecież miało tu nie być żadnych dzieci!
– Wszystko się zgadza. To nie dzieci! To szatany wcielone!
Spotkanie turystów
Rzecz dzieje się w Zakopanem.
Do knajpy wchodzi już dobrze wstawiony Kowalski.
Rozgląda się, ale nigdzie nie ma miejsca, więc dosiada się do samotnie siedzącego przy stoliku pod oknem nieznajomego – również wstawionego dość mocno.
Witają się i Kowalski proponuje po setce, na co nieznajomy przystaje.
Wypijają i zaczynają rozmowę.
– Czy Pan jest stąd? – pyta Kowalski
– Nie, nie jestem stąd, jestem z Kalisza, przyjechałem na wakacje.
– Wow, widzi Pan jaki zbieg okoliczności, bo ja także przyjechałem z Kalisza.
– A z jakiej dzielnicy, jeśli wolno spytać?
– Wrocławskie Przedmieście.
– Ja nie mogę, ale jaja, ja również.
– A z jakiej ulicy, bo ja z Pułaskiego?
– No nie możliwe, mówi Pan poważnie bo ja także tam mieszkam.
– A Pułaskiego ile?
– Dwadzieścia siedem.
Nagle Kowalski podnosi głowę i mętnym wzrokiem przygląda się nieznajomemu.
– Krzysiu ty ty?
– Oj, tato to ty?
Pokaż inny dowcip